środa, 21 listopada 2012

Flow i pogoda ducha...

Dzisiejszy dzień spowodował na pewno, że nóg nie czuję, ale jednocześnie coraz bardziej podoba mi się brytyjski flow (moja interpretacja pojęcia) i pogoda ducha. Choć akurat ten dzień temu sprzyjał, bo na dworze słońce grzało niczym wczesną wiosną.

Coraz bardziej stan ten mi się podoba. Z pewnością dlatego, że napawa optymizmem. Ludzie uśmiechają się do siebie, pozdrawiają cię, nawet jeśli widzą cię pierwszy raz w życiu. Nigdzie im się nie śpieszy i zawsze są skłonni do pomocy. Mam na myśli tubylców, rzecz jasna, a nie ludzi, którzy tu przyjechali.

Jakby tego było mało, tym co mnie naprawdę urzeka są tutejsze widoki, wśród wąskich uliczek, wyłania się nagle teren od ziemi do nieba pokryty zielenią, albo - jeszcze piękniejszy - widok na ocean.

Oczywiście, że można się czepiać, że pada średnio sześć dni w tygodniu, ale i na to znalazłam sposób. Duży i bardzo solidny parasol. Mam nadzieję, że będę miała okazję wypróbować go w najbliższym czasie.

I tak sobie myślę, że wszystko jest kwestią naszego nastawienia. Tutejsze bardzo mi imponuje!


zdjęcie: archiwum autorki

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz