piątek, 21 grudnia 2012

Gracze Renaty Chaczko raz jeszcze

Zupełnie niedawno zapowiadałam nowość wydawniczą autorstwa Renaty Chaczko „Gracze”. Dziś jestem już po lekturze książki i pora rozliczyć się ze słów, które padły jakiś miesiąc temu.

Przede wszystkim, na tyle, na ile znam Renatę, spodziewałam się, że będzie to mocne uderzenie, ale nie tak mocne (a pruderyjna nie jestem).

Ale po kolei. Wtedy napisałam: Bohaterką książki jest Marta, której życie to weekendowe imprezy, towarzyszący im alkohol i przygody erotyczne, przypadkowy, okazjonalny seks

I to się zgadza, ale Marta jest tylko jedną z bohaterek, postaci z łańcuszka ludzkich relacji, relacji erotycznych. Każda kolejna postać książki jest w jakiś sposób związana z poprzednią. Tym, co je splata, wiąże, łączy jest, mało istotny przedmiot, zapalniczka.

Każda kolejna osoba: Marta, Piotrek, Felicja, Marek, Sylwia, Paweł, Wiktoria, Dominik jest niejako uwikłana w łańcuch zdarzeń, a ich życie jest tylko na pozór szczęśliwe, bo każda z tych osób doznaje bolesnego rozczarowania. Czasem bolesnego dosłownie.

W książce przewijają się dwa motywy – seks i śmierć samobójcza.  Marta przyjeżdża do Wrocławia z zamiarem popełnienia samobójstwa, Paweł odbiera sobie życie w pokoju hotelowym, Wiktoria? Jej koniec jest chyba najbardziej tajemniczy. Nie wiadomo, co się z nią stało…

Kolejne rozdziały w książce to kolejne postaci. Poznajemy je bardzo powierzchownie, dowiadując się trochę o ich życiu i sporo o ich seksie. Seks ten w każdym niemal przypadku nie jest satysfakcjonujący. I to jest chyba najbardziej bolesne. Bo jeśli to prawda – to po co właściwie się wiązać? Po co budować pozornie bliskie relacje?

Ale wróćmy do książki. To, co mi trochę przeszkadzało, to nadmiar wulgaryzmów i kilka (dwa na pewno), zbyt brutalnych, jak dla mnie, opisów. I nie wiem, czy Renata zrobiła to celowo, czy może po prostu tacy jesteśmy? Wulgarni, powierzchowni, płytcy (w sferze uczuć)?

Akcja jest bardzo szybka, ale powoduje ona tylko wzrost ciekawości czytelnika z każdą kolejną stroną książki. A samo zakończenie jest otrzeźwiające. Nagle otwierają się szeroko oczy odbiorcy, który zdaje sobie sprawę, jak bardzo ryzykowne jest wszystko, co robimy. I, że tak naprawdę wszystko to, pociąga za sobą konsekwencje…

Nie chcę pisać konkretnie, bo wtedy nie sięgniecie po książkę, ale polecam jej lekturę tym wszystkim, którym wydaje się, że są panami swojego losu. I obyście nigdy nie musieli się przekonać w chwili, gdy chcecie zbudować coś naprawdę, jak bardzo się mylicie, tak, jak przekonuje się o tym Marta… Za wszystko przyjdzie kiedyś nam zapłacić.

Fot. Wydawnictwo Zysk i Spółka


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz