środa, 17 kwietnia 2013

Ośrodki kultury – zmora naszych czasów

Znów się zawiodłam! Zaczynam się zastanawiać czy działania na rzecz kultury mają sens, w obliczu tego, czego dziś byłam świadkiem.

A mianowicie. Jeden z warszawskich ośrodków kultury (Nie napiszę jaki! Nie będę im robić czarnego PR, choć pokusę mam ogromną) organizujący zajęcia „kulturalne” dla dzieci zaproponował podczas takiego spotkania piosenkę. Zanim napiszę ten tytuł, pragnę dodać, że średnia wieku dzieci obecnych na sali wynosiła może 7 lat.

Z ust prowadzącej padły słowa: - Panie Tomku, poprosimy o muzykę. I co usłyszały dzieci – „Ona tańczy dla mnie”.

To ja przepraszam! Krew mnie zalewa! Jak można nazywać się ośrodkiem kultury i propagować takie rzeczy. Przecież w tym wieku kształtuje się tak ważny dla dorosłego człowieka gust estetyczny. Od tego, co zaproponujemy dziecku w najmłodszych latach, zależeć będzie to, jakim będzie człowiekiem.

Dlaczego artyści proponujący coś wartościowego są tak mało słuchani? Właśnie dlatego! Te dzieci zapewnie nie wiedzą nawet o ich istnieniu. I miała rację Agata Warda, która kiedyś powiedziała mi podczas wywiadu: „ Na polskim rynku muzycznym w ogromnym stopniu proponuje się coś w sferze muzycznej albo jest to disco polo, albo  wyprodukowane na prymitywnym komputerze brzmi, jak jedno wielkie plastkikowe, toksyczne brzmienie. Aż dziwne, że na tych, których chce się przecież wychować jak najlepiej, tak bardzo się oszczędza i traktuje wyłącznie jako łatwy cel komercyjny”.

Od ponad dwóch lat działam na rzecz propagowania kultury dziecięcej, przyglądam się, oglądam, czytam, by później móc się podzielić z czytelnikami. A dziś poczułam się jak Syzyf, którego kamień znów się stoczył i znów jestem na początku drogi.

Jednak muszę zakończyć optymistycznie. Jeśli przynajmniej jedna osoba dzięki temu zrozumiała, że sztuka naprawdę jest potrzebna, że poszerza horyzonty, że uczy poczucia piękna i estetyki – to wiem, że warto! I wtoczę znów ten kamień na sam szczyt!

Bez zdjęcia