czwartek, 31 stycznia 2013

Berek Marcina Szczygielskiego


Zaczęłam od tego, że przeczytałam opis na okładce. Jego początek brzmiał tak: Brawurowo opowiedziana historia dwojga ludzi, których pozornie nie łączy nic poza wzajemną nienawiścią

W istocie. „Berek” to opowieść o Annie, która jest przedstawicielką moherów i Pawła – geja. Mieszkają obok siebie, na jednym piętrze, nienawidzą się i prowadzą ze sobą wojny. Mówiąc językiem autora, bawią się w berka. Dziecinna zabawa znana z podwórka. W istocie sąsiedzi momentami zachowują się jak dzieci.

Ale to tylko część prawdy. Po pewnym czasie zamiast nienawiści, pojawia się wzajemna pomoc. Na początku są do tego zmuszeni. Ona spada ze schodów i musi leżeć w łóżku, a on – pomimo tego, że jej nie znosi nie umie przejść obojętnie obok jej nieszczęścia.

Postacie są ujęte bardzo stereotypowo. Problemy istotne, ale poprzez ich powtarzanie w kilku książkach, jakie ostatnio są modne – stają się lekko nużące. Ponadto bohaterowie są bardzo przerysowani, chwilami przez to mało wiarygodni. Język momentami wulgarny, ale rzeczywiście czyta się dobrze i zaskakująco szybko.

Przeczytałam gdzieś, że atutem tej książki jest humor. Szczerze mówiąc, to albo ja nie mam poczucia humoru, albo jakoś wyjątkowo mnie nie rozśmieszała ta historia. Naprawdę zabawnych jest zaledwie kilka sytuacji, które można policzyć na palcach.

Po raz kolejny poddaję krytyce historię, w której problemy poruszane to: seks, AIDS, anoreksja, prowadząca do wyniszczenia człowieka. I nagły zwrot akcji, nienawiść przeradza się w co najmniej "lubienie".

Bardzo, naprawdę bardzo chciałabym zobaczyć geja, który bezinteresownie pomaga moherowemu beretowi i odwrotnie. No i wychodzi na to, że we współczesnej twórczości zawsze jest się czego czepić. Ale, oczywiście, nie musicie się ze mną zgadzać.

zdjęcie: Scan własny

sobota, 26 stycznia 2013

Czy optymizmu można się nauczyć?

Dzisiaj będzie trochę inaczej. Zastanawiam się od czego zależy nasze podejście do życia i nastawienie do tego, co nam się zdarza. Czy optymizmu można się nauczyć?

Są ludzie, nacje, którzy bez względu na niepogodę, nawet w wichurę i tak dalej, potrafią być uśmiechnięci i na pytanie: Co słychać? odpowiadają: OK. Inni z kolei, jak tylko nie mają 6 zer na koncie i minimum dwóch samochodów, mówią: Kiepsko. Czym zatem jest ów wspomniany optymizm i od czego on zależy?

Optymizm to nic innego niż pozytywne postrzeganie rzeczywistości. Przeciwieństwem optymizmu jest pesymizm.Wynika z tego, że wszystko jest tylko białe albo czarne. Czy tak jest? Nie, jasne, że nie, ale brunatna wilcza jagoda, jasnozielony wiosenny liść, ciepłe cytrynowe słońce także możemy postrzegać jako pesymistyczne. To od nas zależy, jak na nie spojrzymy.


Np. Wolter w „Kandydzie” po raz pierwszy określił pojęcie optymizmu jako obłęd udowadniania, że wszystko jest dobrze, kiedy nie jest. Czy optymizm to próba udowadniania? Nie, to po prostu podejście do rzeczywistości. Pozytywne!!!

Z kolei Martin E.P. Seligman w książce „Optymizmu można się nauczyć” pisze:
Każdy ma swój mur, każdy kiedyś dochodzi do punktu, w którym ogarnia go zniechęcenie. To, co robisz, kiedy napotkasz na ten mur, wyznacza różnicę między bezradnością a zaradnością, między porażką a sukcesem.

No właśnie. Optymizm to sposób radzenia sobie z pewnymi sytuacjami, wychodzenia z trudności, które spotykają każdego z nas.
Optymizm to sztuka patrzenia na rzeczywistość i działania w każdej zaistniałej sytuacji. I właśnie to działanie określa nas samych jako pesymistów lub optymistów. Optymizm to sztuka widzenia dobrych stron, nawet złych zdarzeń, ale nie zmieniamy rzeczywistości, nie oszukujemy siebie i innych, tylko staramy się ją interpretować pozytywnie.

Szklanka jest do połowy pełna czy w połowie pusta? Odpowiedź na to pytanie zakwalifikuje nas po stronie optymistów lub pesymistów. Czy zatem optymizmu można się nauczyć? Ja na to pytanie odpowiadam zdecydowanie TWIERDZĄCO.

Martin E. P. Seligman we wspomnianej książce wyróżnia dwa sposoby patrzenia na rzeczywistość: pozytywny i negatywny. W każdym z tych przypadków określa go jako kontrolę nad sobą – optymizm to sukces, pesymizm – to porażka, ale także sztuka wychodzenia z tych sytuacji, jak poradzimy sobie z porażką, okażemy się zaradni czy bezradni?

To zależy od naszego spojrzenia. Jeśli pesymistycznie założymy, że to, co jest złe będzie trwało długo, możliwe jest, że stracimy kontrolę nad swoim życiem, ponieważ nasza postawa będzie bezradna. Jeśli natomiast przeciwnie, założymy, że zło to tylko przejściowe kłopoty, przyjmiemy postawę zaradną i poprzez działania będziemy sprawować kontrolę nad własnym życiem.
Istnieje również coś takiego co potocznie nazywamy nastawieniem, czyli programowaniem umysłu. Nasza psychika potrafi zdziałać dużo więcej niż nam się wydaje, a wiele zależy od nastawienia właśnie.

Jest jeszcze jedna ważna rzecz, podczas owego nastawiania siebie nie używajmy zaprzeczeń. Nie mówmy: Ja się nie boję – bo podświadomość wypiera słowo nie. Aby was przekonać podam inny przykład. Spróbujcie sobie wyobrazić, że obok nie stoi różowy słoń. Udało się? Oczywiście, że nie. Czy zatem optymizmu można się nauczyć? Oczywiście, że tak!

fot. archiwum autorki

wtorek, 22 stycznia 2013

"Baby" Czechowa - galeria kobiecych postaci


Właściwie nie wiem jak to się stało, że ostatnio czytam głównie książki rosyjskich autorów. Annę Kareninę Tołstoja pożyczyłam od koleżanki. Czechowa zaś wygrzebałam podczas ostatniego pobytu na wsi w rodzinnej biblioteczce, a wraz z nim wiele innych książek wydanych w tej serii.

Ale po kolei. "Baby" Czechowa to wydanie Książka i Wiedza z 1981 roku, czyli z czasów gdy ja miałam zaledwie rok. A jednak pewna literatura się nie starzeje, a właściwie starzeje się ładnie. Język już niedzisiejszy i rzeczywistość jakby inna, a wciąż jeszcze opisy budzą w człowieku poczucie piękna, a poruszane tematy są aktualne do dzisiaj i... smutne.

"Baby" to zbiór siedmiu opowiadań Czechowa, a w każdym z nich po mistrzowsku namalowany obraz kobiety. Każdy z tych portretów jest inny, bo i każda postać nie jest jednaka. 

Bohaterkami Bab są: łaskawa księżna pani, trzpiotka, kobieta wyzwolona, żona urzędnika państwowego, chórzystka oraz proste, wiejskie kobiety, które z pokorą przyjmują swój los.

Antoni Czechow jest dla mnie malarzem rzeczywistości, ponieważ czytając jego opowiadania, zawsze czuję się tak, jak gdybym znajdowała się w ich centrum. Idealnie też autor sprawdza się w krótkiej formie - opowiadania. 

Co ważne Czechow obserwuje rzeczywistość i opisuje ją, nie narzuca, nie ocenia, pozostawiając w ten sposób czytelnikowi wybór w ocenie własnej. Jeśli ktoś to odczyta wprost, co zobaczy?

Próżną księżną, która uwielbia pomagać innym na pokaz. Trzpiotkę - Olgę Iwanowną romansującą z malarzem niemalże pod nosem męża.  Agafię - kobietę chłopskiego pochodzenia, zdradzającą męża z jednym z dawnych kochanków (pod wpływem chwili).  Poleńkę, która ulega wdziękom młodego studenta. Chórzystkę, która jest naiwna i Annę będącą mężowi Anną na szyi - rozpuszczoną i zmanierowaną kobietę, której w głowie tylko zabawa.


Jednak to zabieg moim zdaniem zamierzony przez autora. Opowiadania te powstały w czasach, gdy kobiety były sprowadzane do roli posługaczek i traktowane jak przedmioty, co Czechow idealnie obnaża, chociaż nie mówi tego wprost, bo de facto pokazuje on sylwetki kobiet złych, zdemoralizowanych, rozpustnych, ale to tylko pozory...

Weźmy tylko dwie z tych postaci, których czyny są niegodne, a właściwie godne potępienia. Olga zdradzająca męża - jest postacią bez wyrzutów moralnych, ale jej kochanek - gdy tylko mu się znudziła, odrzuca ją jak przedmiot. Agafia - podobnie dopuszcza się zdrady, jednak czy zrobiłaby to, gdyby kochanek jej nie uwiódł?

Pytania te pozostawiam otwarte, nie narzucam Wam swojego zdania, a odpowiedzi znajdziecie sami w Babach, jeśli tylko zapragniecie je poznać.

Fot. Książka i wiedza

niedziela, 20 stycznia 2013

Anna Karenina - ostatnia antyutopia

Anna Karenina to powieść Lwa Tołstoja. Zupełnie przypadkiem wypatrzyłam ją na półce koleżanki, podczas ostatnich odwiedzin i już wiedziałam, że nie przejdę obok obojętnie.
To powieść o specyficznej artystycznej strukturze. Powieść, która wyraźnie zakreśla (zaznacza się w niej) początek i koniec losów bohatera. Tym, co mnie najbardziej ujęło jest oczywiście postać tytułowa - Anna Karenina.

Anna jest kobietą nieszczęśliwą, żyjącą z dwadzieścia lat starszym od siebie mężem, którego nie kocha. Kocha jednak syna z tego związku. Jest zatem nieszczęśliwa i rozdarta pomiędzy szczęściem własnym a miłością do syna. Nadchodzi jednak moment, w którym decyduje się ona zostawić Karenina dla kochanka, ale w tym samym momencie musi poświęcić swoje macierzyństwo.

Postać Anny budzi u czytelnika (czytelniczki!) uczucia pozytywne. Graniczące z zachwytem, uwielbieniem, a nawet miłością. Jest odbierana jako postać moralnie czysta i niewinna (pomimo swoich czasem niemoralnych czynów), bo poświęca swoje szczęście.

Sam autor ocenił jej czyn zdrady i porzucenia męża jako naganny, bo w istocie jest on nagannym. Ale następstwem jej postępowania była wielka gorycz, co z kolei powoduje, że zaczynamy jej współczuć. Tołstoj starał się jednak nie oceniać do końca postępowania Kareniny, ale za wszelką cenę starał się zrozumieć jej los, który porównywał do losu człowieka w labiryncie.

Poza rodziną Anny pisarz pokazał czytelnikowi kilka rodzin nieszczęśliwych. Ale owa "nie-szczęśliwość" jest w każdym z tych przypadków inna.

Są w powieści ukazane trzy rodziny: Anny, Obłońskiego i Lewina. Anna popełnia samobójstwo. Dolly – żona Obłońskiego żyje wbrew sobie, z poczuciem bezradności i przygniecenia obowiązkami. Kitty żona Lewina jest szczęśliwa, ale tylko dlatego, że satysfakcjonuje ją atrakcyjna intymność – nic więcej. Nie widzi tego, co dzieje się wokół niej.

Jest to jednocześnie łańcuch ludzkich emocji i zależności. Lewin kocha Kitty, Kitty kocha Wrońskiego, Wroński Annę, Anna jest siostrą Obłońskiego, męża Dolly, a Dolly to siostra Kitty.

Dramat Anny, jej tragizm jest w książce z góry przesądzony, a nawet, by tak rzec, zamierzony. Jak bowiem kobieta może być szczęśliwa z człowiekiem szorstkim, zimnym i oschłym, który nie widzi w niej tego, co dla kobiety jest najważniejsze – kobiety właśnie! To powoduje, że Anna porzuca Karenina dla Wrońskiego, który owszem dostrzega jej piękno i kobiecość, ale nie rozumie jej jako matki.

Na tym polega jej dramat. Zostając w Kareninem ocaliłaby macierzyństwo, ale nie miałaby miłości, wybierając życie z Wrońskim, straciła syna. Życie Anny to ciągła szamotanina uczuć i narastająca gorycz, stale wzbierający żal. Musiało zatem skończyć się tragicznie. Następstwem jej smutnego życia jest równie smutna - samobójcza śmierć. Anna wchodzi pod pociąg.

Tołstoj ukazał w ten sposób tragizm życia człowieka, a tym samym wykreował jedną z najpiękniejszych, i najdoskonalszych, postaci kobiecych w światowej literaturze. W realistycznej powieści psychologicznej. I chociaż nie czyta jej się wybitnie lekko i łatwo, z całą odpowiedzialnością polecam tę książkę z przepiękną architekturą powieści... Jeśli natomiast Wasze zdania są zgoła odmienne - zachęcam do polemiki :).


fot. PIW